Zbyt wiele kobiet rodzi w szpitalach, myśląc, że tak jest bezpieczniej.
To nie do końca prawda! – twierdzą brytyjscy lekarze, autorzy raportu opracowanego przez Royal College. Położnicy i ginekolodzy uważają, że kobiety powinny mieć większe możliwości rodzenia w domu, bo oddziały położnicze nie zawsze są bezpieczniejsze.
Sugerują również, że aż jedna trzecia wszystkich kobiet może rodzić "bez lekarza, który jest pod ręką”.
Autorzy raportu wzywają do zrewolucjonizowania służby zdrowia, by umożliwić tysiącom kobiet poród w domu, tak jak to miało miejsce w latach 50. I 60. W 1959 roku ponad jedna trzecia kobiet w Wielkiej Brytanii urodziła w domu, ale w 1988 r. liczba ta spadła do niskiego poziomu 0,9 proc. W ubiegłym roku wzrosła tylko nieznacznie do 2,4 procent – jak podają dane brytyjskiego Biura Statystycznego.
Raport stwierdza, że tylko kobiety najbardziej narażone na ryzyko powikłań czy bólu – np. w przypadku ciąży mnogiej, nadmiernej otyłości, cukrzycy lub innych chorób, i w wieku powyżej 40 lat - powinny rodzić w szpitalu. Ponadto wzywa do zamknięcia kilkudziesięciu oddziałów położniczych w mniejszych szpitalach lub połączenia ich w "super jednostki” zapewniające najlepszą opiekę kobietom, które mogą być narażone na komplikacje okołoporodowe.
Autorzy raportu ostrzegają również, że obecnie wiele brytyjskich oddziałów położniczych cierpi na brak dobrze wykwalifikowanej kadry, i nie może zaoferować tylu lekarzy i położnych, ilu powinno się tam znaleźć na wypadek potrzeby interwencji niezbędnej podczas ewentualnych problemów mogących wystąpić podczas porodu. Rodzące kobiety często pozostają pod opieką młodych lekarzy, którzy nie mają wystarczającego doświadczenia. Takie sytuacje zdarzają się zazwyczaj na dyżurach nocnych lub weekendowych. Braki kadrowe stwarzają obawy, że porody na oddziałach położniczych będą coraz mniej bezpiecznie. Raport stwierdza, że tylko kobiety najbardziej narażone na ryzyko powikłań czy bólu – np. w przypadku ciąży mnogiej, nadmiernej otyłości, cukrzycy lub innych chorób, i w wieku powyżej 40 lat - powinny rodzić w szpitalu. Ponadto wzywa do zamknięcia kilkudziesięciu oddziałów położniczych w mniejszych szpitalach lub połączenia ich w "super jednostki” zapewniające najlepszą opiekę kobietom, które mogą być narażone na komplikacje okołoporodowe.
Cathy Warwick, sekretarz generalna Stowarzyszenia Położnych ostrzegła, że przy brakach kadrowych i wzroście liczby rodzących kobiet, zdrowie matek i noworodków nawet w szpitalach może być zagrożone. Pozytywnym aspektem raportu jest wspieranie lokalnych ośrodków opieki dla kobiet, które nie wymagają specjalistycznej pomocy porodowej. Ważne jest także, by położne prowadzące ciąże uświadamiały przyszłe matki, że mają do wyboru również inne opcje porodu – nie tylko w szpitalu.
David Richmond, wiceprezes RCOG (Royal College of Obstetricians and Gynaecologists), współautor raportu twierdzi, że większość kobiet może rodzić swoje dzieci w lokalnym centrum narodzin bez pomocy lekarza.
- Czy one koniecznie muszą rodzić w szpitalu, który ma specjalistyczny sprzęt do rezonansu magnetycznego, badań mózgu, nerek itp? Prawdopodobnie nie. Musimy więc tylko zapewnić im miejsce, w których będą mogły bezpiecznie urodzić i które zapewni im fachową opiekę. Takimi miejscami niekoniecznie są oddziały położnicze w szpitalach, cierpiące na brak personelu.
Raport proponuje, by przyszłe matki, u których nie stwierdzono ryzyka powikłań, konieczności wykonania cesarskiego cięcia, czy wystąpienia stanu przedrzucawkowego, miały większą możliwość porodu we własnym domu.
Obecnie, zaledwie trzy procent kobiet decyduje się na poród domowy. Kolejnych siedem procent korzysta z małych ośrodków oferujących bardziej „domową” niż szpitalną atmosferę, i w których przy porodzie obecna jest położna.
Anthony Falconer, prezes RCOG twierdzi że: - Zbyt wiele dzieci rodzi się w „tradycyjny sposób” czyli w szpitalach. Wśród rodzących istnieje przekonanie, że są tam bezpieczniejsze. Tymczasem tylko mniej więcej jedna trzecia kobiet potrzebuje lekarza, około jednej trzeciej wystarcza pomoc położnych, a pozostałe ok. 30 procent w ogóle nie wymaga pomocy przy porodzie.
Obrońcy „szpitalnych” porodów ostrzegają, że presja, wywierana na kobiety, by rodziły w lokalnych centrach porodowych, może być również niebezpieczna. Ośrodki te nie stosują znieczulenia zewnątrzoponowego, więc pacjentki będą narażone na niepotrzebne cierpienie.
Zapraszamy do zapisania się na nasz newsletter !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz